Zaglądając do mych początkowych, więc już chyba „przeterminowanych”, wpisów w tym blogu, pod najdawniejszym z nich znalazłem dodany całkiem niedawno miły komentarz Pani Jadwigi Prokop. Podsunięty w nim temat zasługuje chyba na to, by się nad nim zastanowić w szerszym gronie ewentualnych czytelników. Oto treść nadesłanego mi listu:
Nie jestem pewna ale wydaje mi się, że Pana artykuł w Tygodniku Powszechnym czytałam ok. 20 lat temu (może trochę mniej albo więcej :-). Artykuł dotyczył historycznych źródeł różnicy między sytuacją Kościoła w Polsce a Kościołem w Europie Zachodniej. Ważną "osią" różnic opisywanych było usytuowanie Kościoła (w przeszłości) wobec idei i ruchów wolnościowych w Europie. Ciekawa jestem jak Pan dziś patrzy na aktualne relacje między Kościołem w Polsce a władzą?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa – i nie może, jak sądzę, być lakoniczna. Stawia Pani problem „aktualnych relacji między Kościołem w Polsce a władzą”. To sprawa niewątpliwie ważna i warta zastanowienia. Rzecz w tym, że w gruncie rzeczy nie wiem o tym niemal nic, więc i z opinią krucho: może być zupełnie fałszywa i wtedy nie warto jej formułować. Do wiadomości ogółu obywateli państwa z jednej i ogółu wiernych z drugiej strony docierają tylko zewnętrzne gesty, wybierane zgodnie z sympatiami i antypatiami organizatorów każdego przekazu. Osobiście odnoszę wrażenie, że na linii: władza państwowa – episkopat nie dzieje się nic pierwszorzędnie ważnego: ani ostry konflikt, ani intensywna współ-służba dla dobra społeczeństwa. Przyczyny chyba są różne. Autorytety polityczne i ideowe obu partnerów są z rozmaitych powodów nieduże. Władza jest mocno chybotliwa i jako wiarygodny rozmówca o kwestiach zasadniczych, a nie tylko o gestach politycznych, dopiero musiałaby się sprawdzić. Episkopat, w sprawach ściśle religijnych jest kompetentny, ale wielkiej wizji historycznej przebudowy świadomości Polaków sformułować nie jest w stanie. Mężów stanu ani wielkich wychowawców narodu - póki co - nie dostrzegam. Może na starość ślepnę. Ale skoro mieliśmy niedawno Wyszyńskiego i Wojtyłę, to chyba teraz jakiś okres posuchy duchowej temu Kościołowi dla równowagi – i dla upokorzenia - się należy… A może Kościół polski potrafi pełnić wielkie role tylko w czasach burzy? Był całkiem przyzwoity podczas zaborów, jaszcze lepszy za komuny, natomiast bardzo średni w okresie międzywojennym i teraz też mało przekonywujący… A jeśli chodzi o episkopat, to jest dziś rozbity politycznie tak samo, jak i całe społeczeństwo, więc trudno mu coś razem powiedzieć na cały głos… Osobiście jestem zdecydowanym sympatykiem arcybiskupa Polaka, który jest dla mnie przekonywujący zwłaszcza w tych kwestiach, które są dla mnie szczególnie dziś w Polsce ważne. Są to na przykład: łapczywy konsumpcjonizm wyposzczonych za komuny Polaków, prowadzący do zniewolenia przez ideologię rynkową, ich niesolidarny, obojętny stosunek do narodów biednych, pozaeuropejskich, do sąsiadów ze wschodu, do niechrześcijan wierzących w Boga – przy jednoczesnej łatwej aprobacie agresywnego laicyzmu w otoczce bogatej „europejskości”, wreszcie naprawdę niebezpieczny nawrót polskiego nacjonalizmu, czasem podszywającego się w parafiach pod Polaka-katolika. O tym wszystkim mógłby nasz episkopat powiedzieć bardzo mocno – i to by się dziś spodobało nie tylko tradycyjnym starcom, jak ja, ale i pokoleniu moich wnuków (poniżej 25-tki), którzy zaczynają mieć dość zapatrzenia w rynek, charakterystycznego dla generacji ich rodziców. A gdyby tak jeszcze popatrzeć w bliską przyszłość naszego regionu i zapytać, kiedy wybuchnie następna wojna światowa i jakich cech charakteru będzie wymagała od naszego społeczeństwa i naszej młodzieży, to program wychowawczo-społeczny polskiego Kościoła mógłby się okazać naprawdę na miarę czasów. Myślę, że – realnie rzecz biorąc – takiego programu nie należy oczekiwać od naszych władz kościelnych. Może on powstawać oddolnie – od strony świeckich nie-polityków. Myślmy o tym – i o to się spierajmy, a nie o polityczkę małych karierek. Uff, ale mi się powiedziało…
Co Pani na to?
- bc