Chcę pytać o współczesne poczucie – a może raczej o różne poczucia -   tożsamości zbiorowej w Europie Środkowo-Wschodniej. Jak to robić, nie wiem. Te sto milionów ludzi nie są i nie czują się jedną zbiorowością, a co dopiero – jednym podmiotem. Zapytywani o ich własne MY, odpowiadać będą bardzo  różnie – i na pewno najczęściej  nie tak, jakbym usłyszeć chciał. Nie przeprowadzę żadnych badań – bo za czyim politycznym zezwoleniem i za czyje pieniądze? A wreszcie – kto odpowiedziałby  mi prawdę? Dlaczego miałby mi się zwierzać ze swych uczuć? Sam bym się dziwił jego zaufaniu.

Skazany więc jestem na hipotezy wysnuwane z informacji ułamkowych i często malujących bardzo odmienne obrazy sytuacji. Ale mimo to nie zamilknę: nawet jeśli czas pokaże naiwność i błędność moich wyobrażeń, to może choć stawiane tu pytania okażą się sensowne i przydatne w dalszych analizach.

X

Jeśli za punkt wyjścia tego rozważania o tożsamości zbiorowej mieszkańców Europy środkowo-wschodniej przyjmiemy sformułowane przed chwilą smętne stwierdzenie, że nie czują się dziś oni jedną zbiorowością, to nasuwa się pytanie, z jakimi innymi zbiorowościami mogliby się oni ewentualnie utożsamiać. Możliwości jest tu, jak sądzę, co najmniej kilka.

Najwcześniejsze doświadczenia życia zbiorowego z ludźmi podobnymi i odmiennymi ode mnie skłaniają do zbliżeń w dwóch płaszczyznach: w rodzinnej, stopniowo rozszerzającej się w rodzinno-środowiskową i w rówieśniczej, z latami zamieniającej się w pokoleniową. Te obie pierwotne „grupy odniesienia” wyrastają z bezpośrednich kontaktów „face to face”, są więc niewielkie, w punkcie wyjścia lokalne i zazwyczaj skupiają tam osoby o podobnym statusie socjalno-kulturowym.

Trwałość tej pierwszej – rodzinno-sąsiedzkiej - w dużym stopniu zależy od zachowania stałości miejsca pobytu w toku indywidualnych biografii. Rzadko wykraczająca poza najbliższą rodzinę w anonimowej i mobilnej społeczności miejskiej, jest ona charakterystyczna dla stabilnych życiowo mieszkańców tradycyjnej wsi – i w ich środowisku okazuje się bardzo mocna i odporna na „ciosy” zewnętrzne. Zupełnie słaba staje się natomiast w zderzeniu człowieka ze wsi z rzeczywistością  zatłoczonego miasta. Na miejskich ulicach wieśniak  bardzo szybko przestaje być sobą.  Początkowo nie wie, kim jest, potem szybko ulega asymilacji, starannie wypierając się swego wiejskiego pochodzenia. Wielkomiejska anonimowość ułatwia mu ten proces przemiany tożsamości kulturowej.

„Tutejszość” jest natomiast istotnym wyznacznikiem osobistej pozycji w wiejskim miejscowym  świecie, który w znacznej mierze do dziś rządzi się własnym prawem obyczajowym, często odległym od oficjalnie obowiązujących kodeksów. Obcość przybysza do wiejskiej wspólnoty trwa długo, w zasadzie rozpościera się na całe jego życie. Jest on akceptowany, czasem otaczany sympatią, ale w życiu zbiorowym funkcjonuje poniekąd na prawach gościa i nie jest do końca „nasz”.  Nasze i tutejsze stać się czasem – lecz wcale nie zawsze - mogą dopiero jego dzieci.

Ta wyraźna zbiorowa podmiotowość lokalnej wspólnoty wiejskiej, określanej najpierw więzią rodzinną i sąsiedztwem, potem granicami parafii, a wtórnie gminy, z oporami rozszerza się w kierunku tożsamości regionu, przy czym o jego zasięgu terytorialnym nie decydują aktualne ustalenia administracyjne, ale zbiorowa pamięć historyczna miejscowej ludności, sięgająca co najmniej dwóch–trzech pokoleń. Rozszerzenie poczucia wspólnej tożsamości zbiorowej w kierunku socjalnym – ku ogólnonarodowej (czy jeszcze szerszej) wspólnocie mieszkańców wsi – wydaje się natomiast czymś bardzo odległym od mentalności „ludzi tutejszych”. Jej śladem może być tylko prześmiewczość w stosunku do przemądrzałych, ale fizycznie nieporadnych i w gruncie rzeczy niemądrych mieszczuchów i oczywista niechęć wobec „zawsze nieuczciwych” miastowych polityków.