Kilkadziesiąt lat temu nauczyliśmy się mówić o ludności całej kuli ziemskiej – globalna wioska. Pomysł tego pojęcia okazał się znakomity, trochę poetycki, a przy tym skłaniający do ironii wobec wszelkich teorii o nieprzekraczalnych podziałach i granicach między ludźmi różnych kontynentów, ras, kultur czy cywilizacji. Wydawał się wykwitem nowoczesnej myśli humanistycznej i jako taki spodobał się niemal nam wszystkim. Z biegiem dekad jego blask trochę przybladł. Uwypuklił się związek tego pojęcia z wieloma ambicjami politycznymi, a jeszcze bardziej – z apetytami rekinów światowego rynku. Globalizm silnych potraktował sielską przenośnię jako swe urokliwe, a zarazem przekonujące opinię publiczną wezwanie do aprobaty jego władzy nad zbiorową wyobraźnią. Czasem myślę, że trochę przeszarżował…
Globalna wioska jest bardzo rozległa. Nie znam - choćby ze słyszenia - jej całej. Nawet w mojej okolicy nie wszędzie czuję się swojsko, obcość zaczyna się właściwie zaraz za moim płotem. Próbuję ją pokonać, ale nie jest to psychicznie i umysłowo łatwe. Kiedy wybiorę się trochę dalej, rozumiem coraz mniej, wszystko dziwi mnie coraz bardziej. Patrzę, przyglądam się, pytam, próbuję to i owo zrozumieć, ale w końcu z ulgą wracam do mojego przysiółka. Tu wszystko wydaje się jakoś bardziej normalne. Tu także nie rozumiem oczywiście wszystkiego i raz po raz napotykam na zaskakujące mnie lokalne sekrety, ale tutejsi ludzie w swych reakcjach okazują się podobniejsi do mnie, a przez to czasem nawet i emocjonalnie bliżsi. Często bywają okropni, ale właśnie: są tutejsi. Nie wybierałem ich sam. Po prostu tak padło, że urodziliśmy się i żyjemy właśnie tu i kłopoty często miewamy wspólne. To nas chyba trochę do siebie upodabnia.
Przysiółek globalnej wioski jest niemały, rozciąga się wąskim paskiem z południa na północ, a odleglejsi jego sąsiedzi rzadko postrzegają go jako jedną całość i nie przypisują mu jednej nazwy. Geografowie mówią o nim niezgrabnie i mało precyzyjnie: Europa środkowo-wschodnia. Taka nazwa wskazuje, że to tylko część większej całości, nie budzi myśli o żadnym odrębnym podmiocie. Może więc tego podmiotu nie ma – już, albo jeszcze… Właśnie nad tym często się zastanawiam. W punkcie wyjścia tej refleksji obiektywizującej doświadczenie regionalne warto jednak uświadomić sobie uczciwie tożsamość własną i swoje miejsce na rysowanej dopiero mapie.