Wróćmy jeszcze na moment do wagi symbolu jako sposobu pokazywania rzeczywistości ludzkiego świata.. Czasem traktujemy go jako „wiedzę w pigułce” – połkniesz i dociera do ciebie wszystko to, co w danym temacie najważniejsze. Coś w tym jest, ale sięgnijmy głębiej. Przejawy ludzkiej aktywności kulturalnej, a wśród nich całe systemy rozmaitych kultur społecznych, można poznawać rozmaicie. Jedną ze sprawdzonych dróg jest ich racjonalne badanie, analizy związków przyczynowo-skutkowych, wreszcie – skonstruowanie swoistego modelu danej kultury i ukazanie sposobu jego funkcjonowania.
Możliwe jest także podejście inne, wstępnie odsuwające na bok cały aparat racjonalnych badań. Poznawanie danej kultury nie zawsze, a na pewno nie od razu, wymaga jej badania. Czasem dobrze jest najpierw ją wchłonąć, wchodząc niejako jej świat i przeżywając swoiste „zauroczenie”. Bardzo nieracjonalne jest - wiem - to, co tu piszę. Ale praktycznie, życiowo, sprawdza się w całej humanistyce, wszędzie tam, gdzie przedmiot badania kryje w sobie obok treści w pełni sprawdzalnych choćby rąbek jakiejś tajemnicy. Wtedy najsolidniejsza wiedza wymaga jeszcze zadumania. Bez niego nie da mądrości. Tak jest na przykład z całą historią. Słusznie domagamy się od niej, by jak najdokładniej i jak najprawdziwiej odpowiadała na pytanie, jak było. Wedle tego oceniamy jej naukowość i wiarygodność. Ale pod spodem naszej ciekawości, „jak było wtedy?” kryje się pytanie inne, już nie naukowe, ale właśnie mądrościowe: „jak to w świecie bywa?” . To ze względu na nie zmuszamy nasze dzieci do wkuwania w szkołach informacji o kolejnych, dawno przebrzmiałych wojnach , wymarłych dynastiach i zdezaktualizowanych wynalazkach.
Kultura, to nieprawdopodobnie splątany gąszcz rozmaitej ludzkiej twórczości – tajemnice napotykamy w nim co krok. Toteż bardziej, niż uczony traktat, zbliża nas do niej poezja, muzyka, sztuka najróżniejszych dziedzin: poprzez nie wchłaniamy wszystko to, co okazuje się bardziej odczuwalne, niż poznawalne. I tu właśnie niezastąpiona jest wymowa symbolu, rodzącego się z dostrzeżenia analogii różnych przedmiotów, zjawisk, czy pojęć. To odwołując się do analogii możemy w wiośnie zobaczyć młodość, a w późnej jesieni starość i wszelki schyłek. Każda analogia domaga się jednak subiektywnej, a więc nie do końca jednoznacznej, interpretacji. Toteż symbol też jest zawsze jakoś niedookreślony, ty widzisz w nim, czy słyszysz, nie całkiem to samo, co ja. W tej różnicy zawiera się informacja o treści symbolu, a także o tobie i o mnie.
Język symboli jest z pewnością równie stary jak homo sapiens i chyba bardzo dawno zastanawiali się nad nim filozofowie. Niezwykle ciekawe refleksje na ten temat snuł nie dość znany w historiografii europejskiej bliskowschodni poeta i teolog z IV wieku, Efrem Syryjczyk . Traktatów o Bogu pisać nie chciał, czynił to niechętnie, pozostawił natomiast po sobie ogromny zbiór poetyckich hymnów. To w nich zawarł całe bogactwo mistyki wczesnochrześcijańskiej. Dziś do jego tekstów zajrzą w przelocie tylko nieliczni specjaliści od historii chrześcijaństwa bliskowschodniego i językoznawcy - badacze dawnego języka syryjskiego. Szkoda, bo zawarta w nich refleksja nad drogami przekazu trudno wyrażalnej prawdy o Bogu, o człowieku i o świecie, mogłaby wzbogacić najbardziej współczesną dyskusję o metodologii nauk humanistycznych.